Czy zastanawialiście się kiedyś jaka była historia leczenia nowotworu, z którym zmagają się nasze dzieci, czyli ALL? I kto przyczynił się do odmiany losu wojny z białaczką dziecięcą?
Dorastając w czasach Wielkiej Depresji w Chicago, Emil Freireich był synem węgierskich imigrantów. Dorastał z samotną matką, bez ojca, który zmarł gdy Emil miał 2 lata. Matka wypruwała sobie flaki, pracując w pocie czoła po 18h dziennie w fabryce. Emil szybko poznał prozę życia: żeby przetrwać, musiał być samodzielny i myśleć za siebie.
W 1953 roku, Dr. Freireich starał się o fakultet naukowy, jednak został powołany do armii. Pozwolono mu jednak odsłużyć czas w Narodowym Instytucie Zdrowia (NIH), gdzie pracował jako hematolog i naukowiec.
“Gdy poznałem Gordon’a Zubrod’a (Dyrektora Klinicznego w Narodowym Instytucie Zdrowia), spytał mnie czym się zajmuję, i gdy odpowiedziałem mu, że jestem członkiem towarzystwa hematologicznego, powiedział mi, że powinienem wyleczyć białaczkę. Odpowiedziałem ‘Yes, Sir’. I potraktowałem to poważnie” – powiedział Dr. Freireich.
Powierzono mu dyrekcję departamentu zajmującego się leczeniem białaczek dziecięcych. Sęk w tym, że słowo “leczenie” to była w tamtych czasach nadinterpretacja… To była “mission impossible” — zadanie, którego nikt nie chciał się podjąć i buty, w które nikt nie chciał wejść. W latach 50tych średnia przeżywalność ostrej białaczki dziecięcej wynosiła 8 tygodni. To był najgorszy koszmar każdego rodzica — i każdego lekarza. Niczym okrutna mara nocna, Freireicha po dziś dzień nachodzą obrazy z tamtych lat… Obrazy wykrawiających się na smierć trzylatków, czterolatków, pięciolatków… Krew bryzgała z nosa, ust, uszu… Nikt w tamtych czasach nie wiedział jak powstrzymać to krwawienie. Chemioterapia była uważana za ostatnią deskę ratunku. Za “pocałunek śmierci”. Lekarze często doradzali rodzicom żeby po prostu pozwolić dziecku odejść, zapewniając mu komfort do ostatniej chwili.
Ale tam gdzie inni zatracili nadzieję, tam Dr. Freireich — z charakterystycznym dla siebie zawzięciem i pewnością siebie — był gotowy stoczyć walkę: na śmierć i życie.
Jego pierwsza bitwa była o powstrzymanie okropnego krwawienia, które zabijało dzieci zanim leki miały nawet szansę zadziałać.
“Pewnego dnia, na oddziale pojawił się Dr. Zubrod, żeby sprawdzić jak nam idzie, i powiedział, ‘Freireich, cały Twój oddział jest skąpany we krwi. Na pościeli krew, na ubraniu pielęgniarek krew, na ścianach i suficie krew… Zrób coś z tym, do cholery! No więc, zrobiłem” – opowiada Freireich.
Młody hematolog podniósł tą rękawicę i w efekcie jego badań szybko okazało się, że powodem krwawień jest zbyt niski poziom płytek krwi, niewielkich podłużnych strzępków, odgrywających kluczową rolę w procesach krzepnięcia krwi. Wpadł wtedy na koncepcję żeby przetaczać pacjentom płytki. Jego pomysł zaprzeczał konwencjonalnej wiedzy na tamte czasy, ale gdy Freireich zmieszał płytki ze swojej własnej krwi z krwią pobraną od pacjenta białaczkowego, okazało się, że miał rację. Od tamtej pory transfuzje płytek stały się nieodłącznym elementem terapii.
Gdy problem krwawień został wyeliminowany, Dr. Freireich zaczął pracować nad nowym sposobem leczenia białaczki. Do tamtego czasu, nowotwór był leczony przy pomocy pojedynczego leku (tzw. monoterapia). Gdy jeden lek nie działał (lub przestał działać), zaczynano korzystać następny lek. Gdy tamten przestał działać, próbowano z trzecim lekiem. I tak dalej, aż skończyła się (krótka) lista leków dostępnych w tamtych czasach i… pacjent umierał.
Zamiast szukać “świętego Graala”, super-leku na nowotwór, który magicznie wyeliminuje białaczkę, Dr. Freireich przyjął inne podejście. Zamiast pytać “jak wynaleźć lek na białaczkę o 100% skuteczności” rzucił inne pytanie: “Jak możemy lepiej wykorzystać to co już mamy? Jak możemy inaczej myśleć o opcjach, które mamy dostępne już dziś?”
Dr. Freireich zastanawiał się czy połączenie kilku substancji cytotoksycznych (chemioterapii) *na raz* może zwiększyć szansę na uzyskanie remisji u pacjentów.
Gdy rozważał to podejście, wielu jego współpracowników dość głośno protestowało, mówiąc wręcz, że takie podejście — łączenie kilku chemioterapii na raz — jest nieetyczne. Że śmiertelnie chorym dzieciom należy pozwolić z godnością odejść, dbając o komfort ich ostatnich dni. Że dla nich i tak nic już nie można zrobić…
Dziękować Bogu, Freireich pozostał głuchy na te głosy. W efekcie pracy jego i jego współpracowników Frei’a i Zubrod’a, uruchomiono szereg badań klinicznych, próbując terapię kilkoma lekami przeciwbiałaczkowymi na raz.
Kilka lat później, w opisie końcowym podsumowującym kilkuletnie badania klinicznego z
użyciem kilku chemioterapii na raz, pojawia się historyczne zdanie, które zelektryzowało świat medyczny i dało nadzieję tysiącom o tym, że: “ostra białaczka limfoblastyczna *nie jest już* chorobą nieuleczalną nieuchronnie prowadzącą do śmierci dziecka; całkowite wyleczenie choroby jest możliwe do uzyskania u ponad połowy pacjentów”
To właśnie dzięki pionierstwie Freireich’a zawdzięczamy nowoczesne protokoły leczenia, których wyleczalność wynosi około 90%.
Pamiętajmy o naszych bohaterach… Nie tylko o tych, którzy oddali swoje życie za naszą ojczyznę i wolność, ginąc na polach bitwy czy w okopach… Nigdy nie zapominajmy także o tych “cichych” bohaterach. Dzięki ich pionierstwu, innowacyjności, zawziętości i buncie przeciwko ‘status quo’ nasze dzieci mają pełną szansę na wyleczenie. Zawdzięczamy im WSZYSTKO.